czwartek, 17 grudnia 2015

Romero's Aftermath - pierwszy kontakt z survival MMO


           Ostatnio naszła mnie wielka ochota na jakiś survival, w głowie świtało mi, że kiedyś czytałam o darmowym "klonie" DayZ, postanowiłam go poszukać. Szukajka Steam'a okazała się bardzo sprawna i już po paru minutach zasysałam Romero's Aftermath. Przy okazji sprawdziłam też inne survivale z zombie ale o tym w innych postach. Gra jest tworem Free Reign East LLC, studia które znane jest z Infestation/WarZ, Aftermath jest duchowym, ulepszonym następcą tej produkcji, na dodatek darmowym. Czemu by nie skorzystać?

           Już na starcie pojawiły się problemy, nie mogę założyć konta. Po zresetowaniu gry parę razy usterka sama się rozwiązała ale niesmak pozostał. Potem już wszystko poszło sprawnie. Muszę pochwalić twórców za dużą liczbę opcji konfiguracji gry, samo menu główne jest dosyć proste, nie wróć - łopatologiczne, nasza postać, box z reklamami, guzik zabierający nas do listy serwerów no i oczywiście ilość kasy (czyt. mikropłatności) ale spokojnie może nie będzie tak źle ;)


           Dobra to lecim dalej, wybór serwerów PvE jest dosyć pokaźny niestety ludzi na nich za dużo nie ma. Obłożone są może 3-4 pierwsze, reszta świeci pustkami. Po wejściu do gry grafika zrobiła na mnie całkiem miłe wrażenie, jest ładnie ale powinno definitywnie popracować nad trawą. Dla kogoś kto nigdy w taką grę nie grał i napalił się na survival z zombiakami pierwsze chwile (czyt. początkowe 40 minut) to były same ochy i achy, poznawanie świata, mechaniki gry i samego zamysłu survival MMO. Teraz wiem dlaczego DayZ jest tak popularne, gdyby nie wysoka cena kupiłam bym go od razu. Niestety po około godzinie gry zaczynało powiewać nudą. Do tej pory zginęłam 2 razy, pierwszy wtedy gdy jeszcze nie miałam pojęcia jak wyleczyć się z infekcji a drugi to mnie zombiaki zatłukły. Po tych doświadczeniach i ogarnięciu podstaw muszę powiedzieć, że zginąć jest trudno. Broni białej mamy bardzo duży wybór - topory, nożyczki, klucze francuskie, kastety itp. Z bronią palną też nie jest źle, szczególnie jak trafimy na posterunek policji lub bazę wojskową, problem jest z amunicją  ale w takich grach to raczej norma.
 
           Nie będę owijać w bawełnę, wiem, że open beta (DayZ też), wiem, że tworzona dopiero od marca tego roku (ale nie od podstaw, bazę na produkcję mieli i to pokaźną), ma potencjał ale jakiś taki niewykorzystany. Gra jest niemiłosiernie prosta, powtarzalna, monotonna, nie stawia przed graczem żadnego większego wyzwania. Aktualnie jestem po 7 godzinach gry, latam z najlepszym plecakiem w którym mam stertę materiałów do craftingu, jedzenia, wody i leków co sprawia, że jestem praktycznie nieśmiertelna. Fajnie, że można budować bazy, farmy tylko co z tego jeśli ogranicza to dosyć idiotyczny system tworzenia przedmiotów który wymaga zbierania receptur. Sam zamysł nie jest głupi ponieważ wykorzystywany jest przez multum gier i naprawdę dobrze się sprawdza. Z tym, że tutaj musimy przemierzać całkiem pokaźny świat który jest.... strasznie NUDNY i monotonny. Pustynia lub las, wszystko na takich samych modelach i teksturach, żadnych urozmaiceń, poza miastami i obozami nie znajdziesz nic ciekawego. Większość czasu spędza się na przemieszczaniu się z lokacji do lokacji, a dystanse są całkiem spore. Nie zwiedziłam jeszcze całej mapy ale mam to w planach, wtedy napiszę coś więcej. Póki co jestem mniej więcej w połowie eksploracji i miasta też nie wyróżniają się niczym szczególnym, niby w obrębie miast są jakieś generatory do naprawiania ale jeszcze nie rozkminiłam o co z tym dokładnie chodzi :p


           Do tego zombiaki, to taki niewinny dodatek do tego wszystkiego, praktycznie nie są groźne i jest ich MAŁO. Spodziewałam się, że wypady do miast będą emocjonującymi eskapadami ze skradaniem, planowaniem i w ogóle. Nope, przez miasto można przebiec a i tak nic groźnego cię nie spotka, zombie jest jak na lekarstwo, banalnie łatwo je ominąć i zatłuc oraz przed nimi uciec. Wiem, że zombie są głupie ale żeby aż tak... Mała ilość graczy na serwerach też nie podnosi poziomu trudności, na razie spotkałam dwójkę graczy, wiadomo jeden obóz - trzech chętnych na niego, postrzelali do mnie, trafili mnie, nic mi prawie nie zrobili (wtf!?), ja zwinęłam manatki i poszłam dalej, emocje jak na zbieraniu grzybów...

           Na razie gram dalej, nie rezygnuję mimo, że czuję jakąś wewnętrzną niechęć do niej. Bardzo chcę dojść do momentu w którym sterta rupieci w moim plecaku zacznie być do czegoś przydatna, czyli muszę dalej łazić od miasta do miasta i szukać receptur. Bardzo bym chciała zbudować bazę, to jest mój aktualny cel ale nie wiem czy wcześniej nie zanudzę się na śmierć. Na sam koniec muszę dodać, że nie ogarniałam jeszcze dokładnie systemu mikropłatności w tej grze ale wygląda on niepokojąco...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz